Po przeczytaniu zachęcającej recenzji wystawy "Korespondencje"
w czerwcowym numerze Art&Busines zdecydowałam się wybrać tam i na własne
oczy ją zobaczyć. Trafiłam akurat, że w niedzielę (30.06 - Ostatni dzień
wystawy) był wstęp wolny. Jednak od wejścia czułam się nieproszonym gościem,
kobieta, która wydawała bilety zlustrowała mnie wzrokiem. Następnie, gdy
weszłam do sali, w której owa wystawa miała miejsce, zostałam wyproszona, gdyż
w ręce trzymałam "okrycie wierzchnie" i zamiast jakoś kulturalnie
powiadomić mnie, bym zostawiła je w szatni, zostałam porostu wyproszona. Prawdę
powiedziawszy ode chciało mi się tam wchodzić, bo czułam się jak intruz. Jednak
nieoparta chęć sprawdzenia czy to, co czytam jest spójne z tym, co tam zobaczę
weszłam ponownie, gdyby nie fakt, że czułam się stale obserwowana zostałabym
tam na dłużej, jednak nieustannie po piętach deptał mi...Osoba pilnująca by
obrazy nie zwiały? Tak chyba najlepiej nazwać pana, który usilnie wpatrywał się
w każdy mój ruch kontrolując czy aby na pewno nie podchodzę za blisko jakiegoś
"eksponatu". Wracając do samej wystawy, choć czasem śmieje się, że
sztuka nowoczesna jest dzisiaj białą ścianą, którą zachwycają się wszyscy
krytycy, to w tej wystawie ta nowoczesność trafiła do mnie. Wśród wszystkich
tych prac najbardziej zapadło mi w pamięć jedno, coś, co nie potrafię określić
- dwa drewniane koła, jakby siedziska? Nie mam pojęcia, co to właściwie było,
ale dręczy mnie. Nie mogę wymienić wszystkich dzieł, które mi się spodobały
bądź nie, ale była to wystawa godna obejrzenia, właściwie określiłabym ją, jako
MUST SEE tego roku.
Więcej na: http://msl.org.pl/pl/wydarzenia/korespondencje-sztuka-nowoczesna-i-uniwersalizm/